Wszyscy o nim mówią, ale nikt nie widział go na własne oczy. Popularny proces wytwarzania oprogramowania, schowany pod płaszczem zwinnego zarządzania, to taki biznesowy Potwór z Loch Ness. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że czysty scrum rzeczywiście istnieje i ma się dobrze.
Fakt z życia wzięty. Za każdym razem, gdy startowałem na stanowisko product ownera do firmy technologicznej, w czasie rozmów kwalifikacyjnych zadawałem zespołowi pytanie, czy w ich organizacji występuje scrum. I za każdym razem słyszałem praktycznie to samo:
– Posiadamy scruma, ale nie w stu procentach – odpowiadały osoby, które mnie rekrutowały.
Słysząc to, zadawałem dodatkowe pytanie. Tym razem, bardziej przewrotne: Czy można posiadać, a jednocześnie nie posiadać scruma? Znalezienie odpowiedzi sprawiało niektórym nieco kłopotów. Aczkolwiek, według mnie, można! Żyjemy w hybrydowych czasach. Hybrydowe auta i lakiery do paznokci, a ponadto hybrydowe płcie oraz – co gorsze – hybrydy polityczne! Wszystko się zgadza. Być może część z Was zaobserwowało podobną tendencję. Mianowicie, zawsze jest w organizacji ktoś, komu cały ten scrum nie leży. Chociażby biznes (zwłaszcza w startupach), dla którego stałe, regularne iteracje i wdrożenia planowane w przód można by pominąć. I co wtedy zrobisz, Panie Mietku? Będziesz na siłę forsował ideę scruma, ażeby składać prace w iteracje, chociaż interesariusze tego nie oczekują? A jeśli ten konkretny projekt to spontaniczna jazda bez trzymanki i taki model się dotychczas sprawdzał? Wiadomo – ile firm, tyle procesów. I tu dochodzimy do clue.
Scrum: teoria vs praktyka
W teorii, agile scrum jest wspaniałym i rozsądnym sposobem na zarządzanie rozwojem oprogramowania. Jednak, jako że teoria nie zawsze przekłada się na rzeczywistość, mało która firma IT rzeczywiście wdrożyła u siebie wszystkie artefakty scruma. Wiem, wiem. Zaraz ktoś wychyli się z komentarzem: U nas jest czysty scrum! U nas jest na pewno! I jako absolutny miłośnik scruma, bardzo się ucieszę na taki komentarz, jednakże wcześniej poddam go w wątpliwość.
Zauważam, że obecnie odchodzi się od definiowania scruma jako procesu lub metodyki zarządzania. Częściej – także w ostatniej wersji Scrum Guide – mowa o scrumie jako pewnych ogólnych regułach postępowania, gdy wytwarzamy software i rozwijamy produkty. Ciężko więc jasno określić co tak naprawdę miałby oznaczać “czysty” scrum. Przecież ten zbiór reguł opiera się właśnie na zwinności ich zastosowania! Na dostosowywaniu procesu do warunków panujących w projekcie. Na elastycznym komponowaniu scrumowych artefaktów. Na szukaniu kompromisu pomiędzy zespołem IT, a bodźcami biznesowymi z zewnątrz. Na odważnym planowaniu. Na zaufaniu do teamu. Myślę, że bazując na tak wielu zmiennych, tylko łowcy niebezpiecznych przygód szukaliby czystego scruma.
Nie chcę tracić czasu na teoretyczne pierdolety. Jestem praktykiem. Scrum to zbiór pewnych zasad, z których powinniśmy czerpać garściami. I robić to elastycznie, umiejętnie oraz z korzyścią dla zespołu, produktu, biznesu. Ale jeśli ktoś wierzy, że istnieje czysty scrum, to osobiście preferowałbym chyba ten niekompletny, wciąż postępujący, stale usprawniany proces. Nieidealny, ale dobrze rokujący na przyszłość. Zmiany w scrumie oznaczają najczęściej, że wraz z rozwojem procesu rozwija się sam produkt i zespół. Co, oczywiście, może tylko cieszyć. Zmienna in plus to wartość, którą dostrzeżemy szybciej niż Potwora z Loch Ness.
A ty, jak myślisz? Istnieje czysty scrum czy to tylko mrzonka agile coachów? Sekcja komentarzy należy do ciebie.
Nie lubię określenia „czysty scrum”. Samo wdrożenie podstaw (odpowiedzialności, artefakty, wydarzenia) jest stosunkowo proste. Problemy zaczunają się zazwyczaj przy jakości poszczególnych elementów.
Z tym słowem „czysty” jest chyba tak, że wielu interpretuje rzekomą „czystość” na swój własny sposób. W moim rozumieniu, czysty scrum to ten wdrożony 1 do 1 według Manifestu Agile. Ale zgodzę się z Tobą, że sporo problemów sprawia jakościowe utrzymanie artefaktów.
pzdr!